Jesienny dzień w kolorze czerwieni
A mógł być piękny, jak piękna jest jesień w kolorze złota. Tego dnia jednak jesień przybrała kolor czerwieni, która stała się zwiastunem tragicznych wydarzeń. Zapowiedziała je cisza, którą wkrótce zakłócił świst kuli, pozbawiając niewinnych życia.
20 października mieszkańcy Mosiny już wiedzieli. Na rynku w Kórniku hitlerowcy rozstrzelali 15 obywateli. Wszystko stało się jasne, gdy tego samego dnia koło godziny 13.00 przybył autobusem z Kórnika pluton egzekucyjny składający się z około 30 żołnierzy. Od tej chwili los kilkunastu mężczyzn został przesądzony, każdy z nich czując, że śmierć jest blisko, wiedząc, że wbrew sobie trzeba się z nią gwałtownie oswoić, być może myślał:
„Tak mi ciężko zaznajamiać się z mogiłą,
Tak się nie chce być czymś innym niż się było!”
Przed egzekucją „osądzono” zakładników, których wcześniej oskarżono o działalność antyniemiecką w okresie międzywojennym oraz przynależność do polskich organizacji politycznych i społecznych. Osądzenie było tylko formalnością polegającą na spisaniu danych personalnych. W oczekiwaniu na śmierć ludzie zwracali swe myśli ku Bogu i najbliższym, skreślając do nich listy.
O godz. 16.00 dokonano mordu na niewinnych ludziach. Tych, którzy dawali słabe oznaki życia, oficer prowadzący egzekucję dobijał strzałem w serce. Niewinni ludzie, prawi Polacy, przed śmiercią zapewne pytać musieli, dlaczego?
Odpowiedzią jednak na to rozpaczliwe pytanie był … huk strzału. Wśród rozstrzelanych było:
8 mosiniaków: Ludwik Baraniak, Jan Frąckowiak, Wincenty Frankowski, Stanisław Jaworski, Stefan Królak, Stanisław Kozak Antoni Roszczak, Alojzy Szymański;
6 z okolic
Grzybno: Piotr Bartkowiak;
Żabno: Józef Cierżniak, Franciszek Kołtoniak;
Żabinko: Alojzy Kujath;
Krosno: Wiktor Matuszczak;
Niwka: Józef Lewandowski;
Kórnik: Roman Gawron.
Liście opadające o tej porze z drzew oniemiały ze zdziwienia i żalu, że muszą być świadkami tego, do czego człowiek jest zdolny, słońce skryło swe oblicze za chmurami, by tam obnosić swój ból, że świeci dla wszystkich i dla dobrych, i dla złych, a wiatr zaplątał się w gałęziach i nie chciał ich opuścić, okaleczył swą swobodę, zapomniał, że działać powinien podobnie jak „Duch Święty, a więc wiać tam gdzie chce i kiedy chce, gdyż jest wolny i wolnością obdarowuje. Przejrzysty jak powietrze – dla ludzi niewidzialny, ale bez Jego tchnienia jak bez oddechu – ustaje wszelkie życie.”
Gdy niewinnych ludzi pozbawiono życia, z ulicy Budzyńskiej wyjechały wozy i kilku młodych Polaków zostało zmuszonych do wrzucenia na nieżywych.
Tego samego dnia, około godziny 16.30 przewieziono rozstrzelanych na cmentarz w trzech wozach do wożenia mierzwy. Ciała zabitych nakryte były płaszczami, na których widniały emblematy żołnierzy polskich. Te sponiewierane ludzkie ciała Niemcy rozkazali wrzucić grabarzowi bez żadnego układania do uprzednio przygotowanego grobu.
Dla kilkunastu mieszkańców Mosiny i jej okolic, którzy dotąd żyli, kochali, radowali się, smucili, śmiali, płakali, przeżywali pełnię życia, nagle wszystko się skończyło, wbrew ich woli nieoczekiwanie nastał kres wędrówki i otworzyła się brama życia, a z nią wieczny sen, który jednocześnie stał się wielkim przebudzeniem, oddzieleniem duszy od umęczonego ciała.. Ich trwanie polega na tym, że przeminęli do wieczności i do świętości, Oni żyją, choć poranek nie otwiera ich oczu, Oni żyją w sercach tych wszystkich, dla których godność człowieka, jego prawo do wolności i szczęścia są niezbywalne.
Myślę, że tego pamiętnego dnia, wraz z martwymi ciałami, umarło też słowo, które odarte z epitetów, metafor i porównań straciło swą moc twórczą, zdewaluowało się do tego stopnia, że poruszające się wargi, nie wypowiedziały głośno żadnego słowa, a umysł nie mógł ogarnąć faktu, że to „ludzie ludziom zgotowali ten los”.
Gdy dzień ten się skończył, niewinni świadkowie zbrodni na nowo musieli się uczyć elementarnych pojęć odnoszących się do istoty bycia człowiekiem, na nowo próbować musieli odbudować wiarę w mądrość, sprawiedliwość i uczciwość, ale szkło, które utkwiło w oku na zawsze je okaleczyło.
Dla nas, którzy ciągle jeszcze wędrujemy, wspomnienie tamtych tragicznych wydarzeń zmusza do poszukiwania odpowiedzi na pytanie, dlaczego człowiek powołany do miłości, często wybiera nienawiść?
Na mosińskim cmentarzu pośród wielu innych mogił wspólną mogiłę mają Ci, którzy 20.X. 1939 r. zabici przez Niemców z pokorą i modlitwą na ustach przyjęli śmierć i zapadli w żelazny sen. Na tym samym cmentarzu nad rozsypanymi prochami pomordowanych w lasach mosińskich oraz zmarłych w obozach śmierci czuwa i z miłością pochyla się krzyż z brzozy. Każda łza, spływająca po policzkach odwiedzających miejsce wiecznego spoczynku tych, których życie zostało przerwane w sposób gwałtowny i nagły, świadczy, że ciągle na tym świecie trwają ludzie pragnący czuwać nad tym, aby nie zdarzyło się nic, co pogrąży świat w odmęcie ciemności, co sprawi, że śmierć wystąpi przeciwko życiu.
To, o czym mówimy, wydarzyło się kilkadziesiąt lat temu. Każdego roku w październikowe dni mieszkańcy Mosiny żyją tymi tragicznymi wydarzeniami, zaś 1 listopada odwiedzający groby bliskich, zatrzymują się także nad mogiłą pomordowanych, by pomodlić się za ich dusze.
Wiesława Szubarga